Obudziło mnie przeraźliwe zimno. Wysunęłam więc rękę w bok w
poszukiwaniu znanego mi futrzanego stworzenia i zamarłam, gdy natknęła
się ona na pustą przestrzeń. Momentalnie otworzyłam oczy i rozejrzałam
się dookoła. Znajdowałam się w mojej tymczasowej kryjówce wykopanej pod
korzeniami wielkiego dębu. Początkowo zdziwiłam się widząc krew na moich
rękach, ale po chwili przypomniałam sobie wydarzenia z dnia
poprzedniego i westchnęłam zirytowana na myśl zmywania zaschniętej krwi.
Chwyciłam leżący obok mnie miecz, zarzuciłam go na plecy i
przeczołgałam się pod korzeniem będącym wejściem do kryjówki. Będąc już
na zewnątrz wyprostowałam się i ziewnęłam głośno rozglądając się przy
tym za Kisekim. Ujrzałam go siedzącego na kamieniu tuż koło drzewa i
rozszarpującego z zacięciem małego królika.
- No tak, jedzenie ważniejsze niż sen.
Wilk spojrzał na mnie i zamerdał lekko ogonem.
Jeszcze raz spojrzałam na swoje ręce i przed oczyma stanęło mi
wczorajsze zlecenie, miałam za zadanie zabić jednego człowieka, który
oszukał mojego klienta. Co prawda zarobiłam za to marne pieniądze, ale
była to jedna z łatwiejszych i bardziej przyjemnych misji, głównie przez
to, że sama nienawidzę oszustów. Ocknęłam się z rozmyśleń, kiedy
poczułam mój dający o sobie znać brzuch. Ruszyłam powoli w stronę gdzie
wczoraj widziałam przepływający strumyk i już po chwili stałam nad
krystalicznie czystą oraz lodowatą wodą. Zanurzyłam w niej dłonie i
zaczęłam intensywnie pocierać ścierając przy tym zaschniętą krew.
Widząc, że moje ręce są już czyste przemyłam jeszcze twarz i
podniosłam się do pionu.
-Kiseki! Ruszamy dalej! -spojrzałam za siebie i krzyknęłam na wilka.
Czarne cielsko podniosło się z kamienia, zeskoczyło zgrabnie na ziemie i
podeszło w moją stronę. Położyłam mu rękę na łbie i pogłaskałam lekko,
aż zamknął oczy z przyjemności. Oo tak, kocham tego zwierzaka.
Westchnęłam i ruszyłam pomału w stronę ścieżki prowadzącej do wyjścia z
lasu. Pewnie pod wieczór będę już w innym mieście. Szłam w spokoju aż do
południa robiąc kilka przerw na zebranie owoców rosnących przy drodze,
wiedziałam, które z nich mogłam jeść dzięki mojej matce, która nauczyła
mnie przynajmniej podstaw zielarstwa. Nagle usłyszałam, że ktoś się
zbliża z mojej lewej strony. Odskoczyłam w tył i schowałam się szybko za
jeden z szerszych pni dając przy tym znak zwierzakowi, aby też się
schował.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz