- A więc ile płace?- spytałem znudzony mężczyznę stojącego za ladą.
- To był pokój nr 54?- spytał przeglądając księgę zapisu i co chwile zerkając na mnie nerwowo.
- Tak
- To będzie jakieś 300 monet
-Żartujesz?- spytałem
- Nie...
- Hah. Chcę rozmawiać z twoim szefem
- J.... j...jak ...t..to?
- Nie potrafisz kłamać. Dam ci kilka wskazówek.
1. Nie odwracaj wzroku
2. Nie zmieniaj tonacji głosu
3. Patrz komu wciskasz kity.
A teraz do widzenia.
- A co z zapłatą!?
- Hm? Sam płać. Ja za to nic nie powiem kierownikowi. - wyszedłem z knajpy. Hah! To naprawdę interesujące, jak ludzie się sami wkopują. Poszedłem na polane, niedaleko miasta. Było cicho i spokojnie, tak jak miało być.
- Poćwiczymy rzucanie do celu... Co ty na to Cezar? - stojący obok mnie kot zamiauczał.
Z kieszeni bluzy wyciągnąłem Stefana. Stefan to mój ukochany nóż. Wycelowałem w drzewo które stało kilka metrów ode mnie i rzuciłem w nie zza głowy. Jak zwykle trafiłem. Potem kilka kółek biegiem w okół miasta i wróciłem na polanę.
- Hmmm powinniśmy już ruszać. - szepnąłem do kota wylegującego się a słońcu.
Idąc przez miasto zdobyłem kilka ciekawych wiadomości. Kilka "Skorpionów" rozbiło obóz w pobliskim lesie. I tak miałem zamiar przez niego przechodzić...
- Wchodzimy- spojrzałem na Cezara. Przed nami stały już tylko drzewa. Było cicho... zbyt cicho. W jednej chwili obok nas przebiegło jakieś zwierze. Kot podskoczył i uciekł w długą.
- Cezar!- wrzasnąłem za nim.
Godziny mijały. Nagle poczułem czyjąś obecność.
- Ogień? - szepnąłem widząc światło w oddali.
Podszedłem bliżej. Zdecydowałem się wejść w krzaki, ale jak się potem okazało było to zbyt głośne. Liście zaczęły szeleścić.
- Wyłaź- usłyszałem. Nie ma co się kryć.
Wyszedłem z krzaków z nadzieją zobaczenia szajki " Skorpionów". Ale ku mojemu zaskoczeniu była to drobna zaskoczona dziewczyna.
- Wróg czy przyjaciel!?- spytała wystraszona cofając się.
-Ani to ani to.- odparłem- Szukam tylko mojego kota. Czarny. Widziałaś?
- Kot?- jej oczy zabłyszczały.
- Taaa. Czyli nie? Cholera muszę szukać dalej - Już miałem iść, kiedy usłyszałem za sobą:
- Poczekaj! Może ci pomogę!?- podbiegła do mnie
- Co? W czym?
-W poszukiwaniu kota!
- Eeee... no....
- A wiec postawione! - wyprzedziła mnie -Jestem Annabell.
- Zetsu...- jeszcze mi tego brakowało żeby jakaś dziewczyna za mną chodziła. Nie mam czasu się nią opiekować.
- A wiec.... co tutaj robisz? - zapytała dziewczyna.
- Szukam kota. Tę sprawę już chyba załatwiliśmy, nie?
- Ale czemu akurat tutaj?
- Słyszałem że w tym lesie często przesiadują "Skorpiony"
- "Skorpiony"? Kto to?
- Nie znasz?
- Nie...
- To taka organizacja. Nie wiem do końca czym się zajmują i po co istnieją, ale zamierzam ich wybić co do jednego.
- Dlaczego!? Nie wolo zabijać!
- Hah. Zabawa jesteś. Od kiedy niby jest to zakazane?
- Od zawsze! Przecież to żywe istoty!
- To ciekawe stwierdzenie - rzekłem zamyślony.
- Tym bardziej, że to ludzie!
- Nie nazwałbym ich ludźmi.
- Nie rozumiem...
- Nikt ci nie każe.
Cezar! - wrzasnąłem nie dając jej dojść do słowa. - Gdzie ten przeklęty kot?
- Kici kici!
- Nie reaguje na takie odgłosy - prychnąłem.
-Jak to? Każdy kot...
- On nie.- przerwałem jej.
Szliśmy dalej przez już ciemny las. Biedny Cezar, przecież boi się ciemności, jeśli go nie znajdę umrze ze strachu i głodu. Obiecałem sobie przecież, że już nikomu nie pozwolę umrzeć.
- Dlaczego chcesz ich wybić?- spytała nagle Ann.
- Z powodów osobistych
- A za te...- zatkałem jej usta
- Ciii. Spójrz.
Za kłębem krzaków można było dostrzec....
(Annabell?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz