sobota, 21 maja 2016

Od Nanami do ktosia.

Obudziło mnie przeraźliwe zimno. Wysunęłam więc rękę w bok w poszukiwaniu znanego mi futrzanego stworzenia i zamarłam, gdy natknęła się ona na pustą przestrzeń. Momentalnie otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w mojej tymczasowej kryjówce wykopanej pod korzeniami wielkiego dębu. Początkowo zdziwiłam się widząc krew na moich rękach, ale po chwili przypomniałam sobie wydarzenia z dnia poprzedniego i westchnęłam zirytowana na myśl zmywania zaschniętej krwi. Chwyciłam leżący obok mnie miecz, zarzuciłam go na plecy i przeczołgałam się pod korzeniem będącym wejściem do kryjówki. Będąc już na zewnątrz wyprostowałam się i ziewnęłam głośno rozglądając się przy tym za Kisekim. Ujrzałam go siedzącego na kamieniu tuż koło drzewa i rozszarpującego z zacięciem małego królika.
- No tak, jedzenie ważniejsze niż sen.
Wilk spojrzał na mnie i zamerdał lekko ogonem.
Jeszcze raz spojrzałam na swoje ręce i przed oczyma stanęło mi wczorajsze zlecenie, miałam za zadanie zabić jednego człowieka, który oszukał mojego klienta. Co prawda zarobiłam za to marne pieniądze, ale była to jedna z łatwiejszych i bardziej przyjemnych misji, głównie przez to, że sama nienawidzę oszustów. Ocknęłam się z rozmyśleń, kiedy poczułam mój dający o sobie znać brzuch. Ruszyłam powoli w stronę gdzie wczoraj widziałam przepływający strumyk i już po chwili stałam nad krystalicznie czystą oraz lodowatą wodą. Zanurzyłam w niej dłonie i zaczęłam intensywnie pocierać ścierając przy tym zaschniętą krew. Widząc, że moje ręce są już czyste przemyłam  jeszcze twarz i podniosłam się do pionu.
-Kiseki! Ruszamy dalej! -spojrzałam za siebie i krzyknęłam na wilka.
Czarne cielsko podniosło się z kamienia, zeskoczyło zgrabnie na ziemie i podeszło w moją stronę. Położyłam mu rękę na łbie i pogłaskałam lekko, aż zamknął oczy z przyjemności. Oo tak, kocham tego zwierzaka. Westchnęłam i ruszyłam pomału w stronę ścieżki prowadzącej do wyjścia z lasu. Pewnie pod wieczór będę już w innym mieście. Szłam w spokoju aż do południa robiąc kilka przerw na zebranie owoców rosnących przy drodze, wiedziałam, które z nich mogłam jeść dzięki mojej matce, która nauczyła mnie przynajmniej podstaw zielarstwa. Nagle usłyszałam, że ktoś się zbliża z mojej lewej strony. Odskoczyłam w tył i schowałam się szybko za jeden z szerszych pni dając przy tym znak zwierzakowi, aby też się schował.

(Ktoś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz