poniedziałek, 23 maja 2016

Od Zetsu do Annabell

- Zetsuu - usłyszałem głos małej dziewczynki. 
Poderwałem się z miejsca.
- Ami? To ty? - spytałem niepewnie. 
- Zetsu- głos dochodził z oddali lasu. - Chodź... 
- Ami. -wstałem z zimnej i mokrej podłogi. Zagłębiałem się w las idąc za głosem siostry. 
- Zetsuuu- usłyszałem ponownie. 
- Ami!? Gdzie jesteś!?- krzyczałem. 
Doszedłem na niby polanę i doznałem szoku. Na środku tego miejsca stała mała dziewczynka i chłopiec - Tsuki...  Ami... - podszedłem bliżej. 
- Chodź braciszku, dołącz do nas- odparła dziewczynka 
- A..ale wy nie żyjecie. Widziałem to na własne oczy - mój głos się łamał 
- To był tylko zły sen, który skończy się gdy tylko tego zechcesz. Wystarczy, że do nas podejdziesz-odezwał się Tsuki. Stawiłem pierwszy niepewny krok a dziewczynka zaklaskała uradowana mówiąc: -Bardzo dobrze Zetsu, jeszcze tylko cztery kroki. Dasz sobie radę! - z zarośli wyskoczyła Ann. Nasza trójka spojrzała na nią zdziwiona. Tsuki chwycił Ją za szyje i podniósł mówiąc cicho: 
- Nie masz nam przeszkadzać - Po tych słowach rzucił nią, a ona uderzyła o pobliskie drzewo. 
- Zetsu nie słuchaj ich, To są duchy - spoglądałem to na nią to na rodzeństwo 
- No tak... - szepnąłem - Wy nie żyjecie... - spojrzałem w stronę rodzeństwa. 
Ami przeraźliwie pisnęła, ich oczy nienaturalnie się wywinęły i nagle zniknęli. Westchnąłem, jak mogłem być tak głupi i dać się nabrać? 
- Wszystko ok?- spytałem podchodząc do Ann. Dziewczyna próbowała wstać, ale była nieporadna. Eh, to moja wina. Wziąłem ja na ręce. 
- Postaw mnie! - wrzasnęła 
- Nie wrzeszcz tak - odparłem spokojnie 
- Puść! Puść! Puść!- swoimi małymi piąstkami uderzała w moją klatkę piersiową. 
- Myślisz, że tak coś wskórasz?- dziewczyna naburmuszyła się.
- Potrafię sama chodzić. - nadymała policzki. 
- Zachowujesz się jak małe dziecko... - zaśmiałem się. - Strasznie ją przypominasz... - posmutniałem. Wspomnienia z dzieciństwa strasznie bolą. 
- Ją?-spytała zaskoczona 
- Ami... Moją młodszą siostrę... 
- To ta dziewczynka? 
- Tak... 
- Więc twoje rodzeństwo nie żyje.. 
- Tak 
- Może jestem wścibska, ale zapytam - jak umarli? 
- Czy to ważne? 
- Tak!
Dotarliśmy do naszego obozu. Wtedy ułożyłem ją w miejscu w którym przedtem spała. 
- Idź spać. Dzisiaj wyruszymy trochę później... - Wróciłem na swoje miejsce. Cezar cicho zamiauczał i ułożył się w kłębek na moich kolanach. Nie zmrużyłem już oka. Czuwałem by Ann nic się nie stało. Dużo razy jeszcze słyszałem głos małej dziewczynki wypowiadającej moje imię. Słońce było już wysoko na niebie kiedy ruszyliśmy. Szliśmy w ciszy. Odpowiadało mi to, nie miałem też zamiaru jej się spowiadać z tego co było wczoraj. Od pewnego czasu zdawało mi się że ktoś nas śledzi. Ale to chyba tylko moje domysły. Może wariuje? W końcu przed nami wyrosło miasteczko. Moja robota chyba się tu kończy?
-A więc....

(Annabell?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz